Na nartach

Na nartach fajnie jest. Mieszkaliśmy w Czarnej Górze w góralskiej rodzinie Budzów. Obejścia pilnowały pies i trzy koty. Na cztery dni jazdy mieliśmy trzy słoneczne a więc wynik niezły. Narciarsko – grupa ścigantów (czytaj Vagabundus) tak się rozpędzali, że nie mogli na dolnej stacji wyhamować i trzeba ich było po wsi szukać. Grupa gąsek robiła postępy że aż strach, a kolejna grupa lansowała styl jazdy jak to śpiewał Hiszpan Julio „Solamente una vez” co w języku bardziej przyjaznym rozumiemy jako „Nie pomoże już nic”. Pan Kierownik z groźną miną bez przerwy straszył nas kierowcą i jego strasznymi procedurami acz pan Kierowca z olewającym spokojem ani na chwilę nie tracił dobrego humoru. Były jak to w życiu spóźnienia, zagubienia ale kończyły się szczęśliwie. W bukowińskim bulgotniku gotowaliśmy odwłoki a w basenowej fali w Bani łyknęliśmy źródlanej  górskiej zdrowej wody z chlorem. Był oczywiście kulig z pochodniami i stosownymi wiktuałami. I co więcej trzeba jak jest śnieg, słońce i fajne towarzystwo. Pozdrawiam narciarsko. (st w)

PS: jeden kot jest do wzięcia.

Kategoria: Relacje z imprez

Komentowanie wyłączone