Kajaki nad Liwcem stały się już naszą ulubioną tradycją. Kolejny raz
grupa rowerowa wyruszyła pociągiem do Urli skąd 10 kilometrową trasą do
campingu w Halinie. Ale tym razem dzielną rowerową grupę powitały nie
tylko ciemne złowrogie chmury ale i ulewny deszcz. Przydały się kolorowe
peleryny a niektórzy (słabego widać ducha) zastanawiali się czy w takich
warunkach w ogóle można płynąć. Ale jak na zawołanie tylko dojechaliśmy,
przestało padać. Sam spływ dzięki wysokiemu stanowi wody odbył się
szybko i przyjemnie. I nawet niesforne i zazwyczaj niechętne, leniwe
kajaki tym razem nie sprawiały naszym paniom większych kłopotów. W
drodze powrotnej do bazy przez pola obserwowaliśmy zaloty jurnego i
niecierpliwego ogiera do eleganckiej choć nieco obojętnej klaczki ale na
szczęście nami się nie interesowały. Po spożyciu sytego obiadu udaliśmy
się do leżącego nieopodal pięknego, zabytkowego dworku naszej wspaniałej
gospodyni Eli. A tam zaczęła się uczta deserowa. Pyszne ciasta z
przeróżnymi konfiturami (ponoć wyroby samego Prezesa), owoce, kawa,
herbata i inne napoje sprawiły, że nawet nasze wiecznie odchudzające się
panie tym razem sobie nie żałowały. Urocza gospodyni przedstawiła
ciekawą rodzinną sagę o historii dworku i rodu też. Ledwo wyruszyliśmy w
drogę powrotną znowu lunęło. Grupa samochodowa zwiedziła pobliskie
sanktuarium w Loretto a rowerowa znów zmokła ale wszyscy byli
zadowoleni. Elu, Andrzeju dziękujemy za kolejną wspaniałą wycieczkę i
już szykujemy się za rok. Do zobaczenia ! (st w)
Działy
Informacje