Liszna 26.09. – 04.10.2020
To był nasz ostatni, zamykający wędrówkę po Bieszczadach, wyjazd. W ciągu trzech lat przemierzyliśmy Bieszczady od wschodu do zachodu. Teraz zdobyliśmy Bieszczady Wysokie, pasma Hyrlatej, Rosochy, pasmo graniczne Czerenin – Styrb, Chryszczata – Jawor – Wołosań i ostatni masyw – Łopiennik.
Nie przeszkodził nam nawet „Deszcz, deszcz w Cisnej”, który zabłocił ścieżki a strumyki zmienił w rwące potoki, których nie dało się przeskoczyć, trzeba było w nie wejść.
Ta część Bieszczad ma swoje atrakcje turystyczne. Zabytkową Bieszczadzką Kolejką Wąskotorową wjechaliśmy w dzikie ostępy leśne. Dobrą zabawą okazała się podróż zabytkowymi drezynami rowerowymi – każdy chciał spróbować pedałowania, bo przecież każdy z nas to wytrawny rowerzysta.
Mieszkaliśmy w „Dybasiówce” w Lisznej k. Cisnej. Agroturystyka a więc własne mleko, sery, jajka i swojska kiełbasa. Rano nie budził nas hałas miasta tylko dalekie pianie kogutów.
Wędrowaliśmy i po drodze zwiedzaliśmy. W Komańczy cerkwie, Klasztor Nazaretanek gdzie więziono prymasa Wyszyńskiego, zamiast muzeum kultury łemkowskiej znaleźliśmy drewnal „Dziewczyny łemkowskie”. Oczywiście obowiązkowy był wypad do „Siekierezady” w Cisnej.
Więcej czasu poświęciliśmy na zwiedzanie Jarosławia. To piękne miasto leżące na skrzyżowaniu starych szlaków handlowych znane było już w średniowieczu z organizowania wielomiesięcznych „międzynarodowych targów wszystkim”. W odremontowanych piwnicach, które ciągną się i łączą pod budynkami Rynku zwiedziliśmy ekspozycję o takim właśnie starym Jarosławiu.
W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Łańcut z nadzieją, że w końcu uda nam się zwiedzić XVIII w. synagogę , najcenniejszy na skalę światową zabytek żydowskiej architektury sakralnej. Nie udało się. No cóż, skoro opiekunom i organizatorom nie zależy … Ale zamek jak zwykle piękny.
No i gdzie powędrujemy w przyszły roku? Już są plany.
A więc do zobaczenia na szlaku!
J.Passini